Jeszcze w czerwcu cena baryłki ropy dochodziła do 150 dolarów. Analitycy wieszczyli, że na koniec roku może pokonać barierę nawet dwustu. Tymczasem coraz więcej specjalistów uważa, że maksimum to 70 - 80 dol za 159 litrów cennego surowca.
- To dwa tygodnie temu wydawało się niemożliwe. Teraz oczekiwania rynku są takie, że ceny surowców jeszcze pójdą na dół – mówi Salomon Richards, analityk GNI.
Richards tłumaczy to malejącym popytem. – W dobie kryzysu a taki niewątpliwie w USA mamy, ludzie mniej podróżują, a firmy mniej inwestują. To z oczywistych względów przekłada się na popyt. Rynek nie potrzebuje tyle ropy co np. latem – tłumaczy analityk.
Dodatkowo na ceny paliw maja wpływ perturbacje w branży lotniczej. – Analitycy tego rynku mówią, że zagrożonych upadłością jest nawet 30-40 proc. linii lotniczych. To oznacza, że zapotrzebowanie na surowiec ze strony tej branży także spadnie – tłumaczy specjalista.
Na razie spadku cen ropy nie komentują kraje ją eksportujące. Jednak zdaniem specjalistów nie obędzie się bez cięć wydatków.
- Budżet kilku krajów w ostatnim czasie kwitł dzięki cenom ropy. Teraz trzeba będzie zacisnąć pasa – uważa Richards.