Zakończona w niedzielę Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC) uważana jest za papierek lakmusowy sytuacji w polityce międzynarodowej. W tym roku, mimo postępów w kwestii Syrii, przebiegała w cieniu sugerowanej przez Rosję "nowej zimnej wojny".
Zakończona w niedzielę konferencja w Monachium dowiodła, że ten tradycyjny podział należy do przeszłości. W swoim wystąpieniu na forum MSC Miedwiediew pokazał, że w polemice z Zachodem ani o jotę nie ustępuje swojemu prezydentowi. W wygłoszonym w sobotę przemówieniu, które - jak zauważył "Der Spiegel" - ze względu na ostry ton i szybkość wypowiedzi "doprowadziło do rozpaczy tłumaczy", obarczył Zachód odpowiedzialnością za staczanie się w kierunku nowej zimnej wojny pomiędzy jego krajem a Zachodem.
Premier przypomniał, że w 2007 roku właśnie w Monachium Putin ostrzegał przed negatywnymi skutkami "ideologicznych stereotypów i podwójnej moralności Zachodu". Zdaniem Miedwiediewa "od 2007 roku sytuacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna", Europa "znajduje się w obliczu klęski migracyjnej", a "relacje między UE a Rosją są zepsute". Ostro skrytykował NATO, Europę i USA za przedstawianie Rosji jako największego zagrożenia dla pokoju.
"Czy naprawdę potrzebny jest trzeci światowy wstrząs, abyśmy zrozumieli, że potrzebna jest współpraca, a nie konfrontacja?" - pytał rosyjski premier, sugerując bez ogródek, że możliwa jest trzecia wojna światowa.
"W Monachium grasuje strach przed wojną światową" - zatytułował niedzielną korespondencję z Monachium "Die Welt". Korespondent dziennika pisze o "drastycznych słowach" Miedwiediewa i określa postawę Moskwy mianem "chucpy".
"Putin reloaded" - tytułuje swe internetowe wydanie "Der Spiegel". Autorzy analizy wyrażają pogląd, że postawa Moskwy jest wyrazem zawodu, iż w minionych 25 latach nie powstało prawdziwe partnerstwo między Zachodem a Rosją. "Wystąpienie Miedwiediewa było w swej agresywności świadectwem pewności siebie Rosji. Jego przesłanie brzmi: Rosja jest gotowa do współpracy, ale nie na warunkach Zachodu" - czytamy w "Spieglu".
Tezy Miedwiediewa powtórzył w późniejszym wystąpieniu szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow, uzupełniając je ostrym atakiem na władze w Kijowie, które - jego zdaniem - ponoszą winę za torpedowanie porozumień z Mińska.
"Monachium stało się polem ostrych polemik między Rosją a NATO" - zauważa "Die Welt". Rzeczywiście, w Monachium przedstawiciele Sojuszu nie pozostawali dłużni rosyjskim polemistom. "Rosja destabilizuje ład międzynarodowy" - powiedział sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Zapewnił, że Sojusz Północnoatlantycki nie szuka konfrontacji z Moskwą i nie chce nowej zimnej wojny, lecz przygotowane jest do udzielenia "zdecydowanej odpowiedzi" na ewentualne zagrożenia.
"Odstraszanie jest zasadniczym elementem naszej strategii" - wyjaśnił Stoltenberg, wyrażając nadzieję, że lipcowy szczyt Sojuszu w Warszawie "wzmocni zdolność odstraszania". Szef NATO wskazał na zagrożenie ze strony rosyjskiej broni nuklearnej.
Sekretarz stanu USA John Kerry przyłączył się do krytyki rosyjskich działań na Ukrainie i w Syrii, oskarżając Moskwę o dokonywanie "powtarzanej agresji" w tych dwóch państwach. Szef dyplomacji Stanów Zjednoczonych piętnował Moskwę za przeciwstawianie się woli społeczności międzynarodowej, wspieranie separatystów na wschodzie Ukrainy, a także zbrojne wspomaganie syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada.