Robert Pietryszyn stanął na czele Lotosu w maju tego roku. Początki dla 37-letniego prezesa były sporym wyzwaniem - zastąpił on na tym stanowisku cieszącego się dużą sympatią załogi i rządzącego przez 14 lat Pawła Olechnowicza. Jak dziś odnajduje się w firmie? - Praca tutaj to nie festiwal piękności i „lubialności”, (...) ale każdy, kto jest profesjonalistą, kto się zaangażował, ma u mnie swoją szansę - mówi w rozmowie z serwisem PulsHR.pl Robert Pietryszyn, prezes Lotosu. - Chcemy zacząć rozmawiać o dobrej współpracy pomiędzy Orlenem i Lotosem, bo ona jest uzasadniona - dodaje.
Zastąpił pan na stanowisku prezesa Lotosu Pawła Olechnowicza, który zarządzał firmą przez czternaście lat i cieszył się poparciem związków zawodowych. Pracownicy walczyli o niego. Przejęcie obowiązków po kimś takim, nie było chyba łatwe?
- To prawda, związki zawodowe dosyć jednoznacznie poparły prezesa Olechnowicza. Myślę, że po czternastu latach jest to również kwestia pewnych przyzwyczajeń. Wydaje mi się jednak, że moje wejście do firmy było dobre. Udaje nam się uzyskiwać ze związkami zawodowymi pewien konsensus, konstruktywnie nam się rozmawia. Natomiast rzecz polega na tym, że nasza praca, praca dla takich spółek jak Lotos, to nie jest festiwal piękności i „lubialności”. Pewnie prezesa Olechnowicza tyle samo osób lubiło, co nie lubiło. Ze mną jest pewnie podobnie – podejmujemy trudne decyzje, czasem personalne i systemowe. Najważniejsze jest jednak to, żeby ci ludzie – również kiedy pracował Paweł Olechnowicz, ale także teraz, kiedy pracuję ja – mieli motywację do pracy, aby była ona dla nich nadal pasją. I to właśnie było dla mnie wyzwaniem. Wydaje mi się zresztą, że powoli ten efekt uzyskujemy.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa
regulamin.
Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Nowy prezes Lotosu podsumowuje pierwsze decyzje i negocjacje