Szefowie spółki King & King zostali uniewinnieni od zarzutu przywłaszczenia kilkudziesięciu milionów złotych od firm kontrolowanych przez Ryszarda Krauzego. Na karę więzienia w zawieszeniu skazano za to byłego sekretarza ambasady RP w Kongu.
Szefom K&K wymierzono tylko grzywnę za to, że nie prowadzili ksiąg rachunkowych. Karę więzienia w zawieszeniu sąd wymierzył jedynie Marianowi W., byłemu sekretarzowi ambasady RP w Kongu. Został skazany za przekroczenie uprawnień. Dyplomata napisał bowiem do władz Konga notę zapewniającą, że K&K to wiarygodna firma, która tworzyła rachunek naftowy w Polsce. Wyrok nie jest prawomocny, prokuratura zwróciła się do sądu o pisemne jego uzasadnienie i zapowiada apelację.
K&K to niewielka spółka, która w latach 90. importowała keczup, a potem na zlecenie KGHM i Petrobalticu załatwiała koncesję na wydobycie rudy miedzi oraz ropy w Kongu. Z interesów nic jednak nie wyszło. Przez jakiś czas K&K była też udziałowcem Niezależnego Wydawnictwa Prasowego, wydawcy "Gazety Polskiej". W 2005 r. Tomasz Sakiewicz, jej redaktor naczelny, zawiadomił prokuraturę, iż spółka zajmuje się praniem brudnych pieniędzy oraz handlem bronią.
Warszawska prokuratura umorzyła to śledztwo, ale Prokuratura Krajowa uznała, że śledczy nie zbadali kilku wątków. W 2007 r. sprawę przeniesiono do Katowic, a zaangażowani w nią oficerowie ABW ustalili, że kontrolowane przez Ryszarda Krauzego spółki Ulrich SA, Petrolinvest oraz Prokom w latach 1999-2006 przekazały K&K prawie 50 mln zł. K&K zwróciła zaledwie 15 mln zł. Zdaniem prokuratury reszta trafiła na konta w USA i w Kongu, nie wiadomo, co się z tymi pieniędzmi stało. Prokuratura zarzuciła też szefom K&K, że w latach 1999-2006 nie prowadzili ksiąg rachunkowych, przez pięć lat nie składali też sprawozdań finansowych. W 2001 r. wysokość jej zobowiązań 368 razy przekraczała wartość aktywów. Zgodnie z kodeksem spółek handlowych szefowie firmy powinni zgłosić jej upadłość.
K&K pierwszą umowę pożyczki z Ulrich SA zawarła w listopadzie 1999 r. Opiewała ona na 3,5 mln dol. (16 mln zł po ówczesnym kursie), a termin spłaty wyznaczono za sześć miesięcy. Zabezpieczeniem miały być weksle wystawione przez Pawła S. i Ryszarda Ż. Ale z rozliczeń podatkowych, jakie składali w tym czasie, wynika, że rocznie z żonami zarabiali po... 10 tys. zł. Oryginał tej umowy oraz weksle jednak zaginęły, a Ulrich SA napisał do ABW, że nie ma ich w archiwum.
Odnalazł się za to aneks do tej umowy (bez daty), który mówi, że w przypadku otrzymania przez K&K koncesji na wydobycie ropy w Kongu Ulrich SA będzie dostawać 15 proc. zysków z tej inwestycji. Według prokuratury szefowie pokazywali wyłącznie niepodpisane lub skopiowane porozumienie zawarte z rządem Konga na eksploatację złóż ropy. Do wydobycia nigdy nie doszło.
Choć K&K nie zwróciła zaciągniętej w 1999 r. dolarowej pożyczki, Ulrich pożyczył spółce kolejne 7 mln zł. W 2002 r. biegły rewident badający sprawozdanie Ulricha SA napisał w raporcie, że jest zaniepokojony umowami z K&K i ich zabezpieczenie uważa za niewystarczające.
W 2005 r. interesy z K&K zaczął robić Petrolinvest, który także liczył na wydobycie kongijskiej ropy. We wrześniu 2005 r. podpisał z K&K umowę o przejęciu 35 proc. jej udziałów, choć koncesja na wydobycie ropy w Kongu właśnie wygasała. Petrolinvest zapłacił za nie 23 mln zł, ale nigdy nie został udziałowcem K&K. Szefowie spółki nie złożyli w sądzie rejestrowym wniosku o wpis firmy Krauzego jako współwłaściciela. W takiej sytuacji zgodnie z kodeksem handlowym umowa wygasa po sześciu miesiącach, a K&K powinna zwrócić pieniądze. Ale tego nie zrobiła, a Petrolinvest nie domagał się zwrotu.
Według prokuratury K&K 15 z 23 mln zł otrzymanych od Petrolinvestu przelała na konto Ulrich SA jako spłatę pożyczki z 1999 r., a resztę wytransferowała za granicę. Dodatkowo w czerwcu 2006 r. K&K pożyczyła od Petrolinvestu 6 mln zł i ich nie zwróciła. Petrolinvest zadebiutował na giełdzie w 2007 r. We wszystkich sprawozdaniach rzetelnie opisywał współpracę ze wszystkimi kontrahentami. Oprócz interesów z K&K.
Na kanwie tej sprawy w 2010 r. zarzuty działania na szkodę swojej firmy przedstawiono też Ryszardowi Krauzemu. We wrześniu 2006 r. jego Prokom Investments udzielił K&K kolejnej, trzymilionowej pożyczki. Miliarder nie zasiadł jednak na ławie oskarżenia, bo kiedy sprawą miał zająć się sąd, zmieniono przepisy. Działanie na szkodę firmy stało się przestępstwem ściganym z oskarżenia prywatnego.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wyrok w sprawie spółek Krauzego