Czy można sobie wyobrazić rafinerie w Płocku i Gdańsku bez importu ropy z kierunku wschodniego? Jak najbardziej! Tyle tylko, że - w przeciwieństwie do gazu ziemnego - drastyczne ograniczenie roli Rosji jako dostawcy nie jest warunkiem poprawy bezpieczeństwa energetycznego.
- Bezpieczeństwo energetyczne musi się opierać na stabilności dostaw i zrównoważonym rozwoju - przekonywał niedawno Krzysztof Tchórzewski, minister energii. I zapewniał, że budowa owego bezpieczeństwa w gospodarce paliwowo-gazowej pozostaje priorytetem i dla rządu, i dla działających w tych branżach spółek.
Sytuacja na rynku gazu ziemnego i ropy naftowej różni się jednak pod tym względem znacząco. Wynika to głównie z kształtowanej przez dekady odmiennej sytuacji międzynarodowej obu tych surowców.
- Jakakolwiek hipotetyczna lub faktyczna przerwa w dostawach ropy - w dowolnym miejscu świata - powoduje zazwyczaj wzrost ceny tego surowca, ale bez fizycznego ograniczenia dostępności. Dokładnie odwrotnie jest na rynku gazu: niespodziewane przerwy w dostawach gazu "rurociągowego" skutkują zwykle fizycznymi ograniczeniami dostaw dla odbiorców, lecz nie skokiem ceny - podkreśla Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.
Polska zużywa procentowo dużo więcej importowanej ropy w relacji do popytu niż gazu ziemnego: w 2017 r. taka ropa stanowiła ponad 96 proc. całości przerobu tego surowca w Polsce, gdy w przypadku gazu ziemnego ten udział od lat oscyluje w okolicach 75 proc. Mimo tego bezpieczeństwo dostaw ropy jest dużo większe niż gazu. Dlaczego? Wyjaśniamy to w dalszej części artykułu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Jeśli chodzi o ropę, Rosja nam niestraszna