Firmy paliwowe przyznają, że od elektromobilności nie ma już odwrotu, choć ich przewidywania odnośnie tempa zdobywania rynku przez samochody elektryczne różnią się dość znacząco. Większość nie ma jednak wątpliwości, że sieci stacji mają przed sobą co najmniej kilkadziesiąt lat spokojnego egzystowania w cieniu rozwoju floty pojazdów elektrycznych.
- Od samochodów elektrycznych nie ma odwrotu, choć przy wykorzystywaniu szybkich ładowarek koszt przejechania 100 km przez samochód elektryczny może być porównywalny, a nawet wyższy od samochodu zasilanego benzyną - mówi Krzysztof Romaniuk, dyrektor ds. analiz rynku paliw w Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN).
Z jego wyliczeń wynika, że o ile przy ładowaniu z gniazdka domowego koszt przejechania elektrykiem 100 km jest blisko czterokrotnie niższy od benzyny (11 zł wobec 40 zł), o tyle przy korzystaniu z publicznie dostępnych szybkich ładowarek może on wzrosnąć nawet do 40-85 zł.
Nie zmienia to faktu, że wraz z rozwojem technologii i zgodnie z regulacjami Unii Europejskiej samochody elektryczne będą coraz bardziej zyskiwać na popularności i z czasem zaczną wypierać z rynku pojazdy zasilane silnikami spalinowymi. Postanowiliśmy sprawdzić, w jaki sposób wpłynie to w dłuższej perspektywie na rynek tradycyjnych stacji paliw.
W dalszej części artykułu czytaj:
- Czy tradycyjne stacje paliw będą masowo znikać z rynku wraz z rozwojem elektromobilności.
- W jaki sposób na nową sytuację przygotowują się koncerny takie jak PKN Orlen, Grupa Lotos, BP, Shell czy Circle K.
- Dlaczego relatywnie bardziej zagrożone będą stacje zlokalizowane w miastach.
- Przez ile lat operatorzy stacji mogą jeszcze spać spokojnie.