Płynąć z prądem zmian czy je wyprzedzać? A może próbować samemu je kreować? Tego rodzaju dylematy trapią zarządców sieci stacji paliw w kontekście megatrendów na globalnym rynku naftowym.
W 2017 r. średnie roczne notowania ropy Brent osiągnęły poziom 54,30 dol. za baryłkę i były o blisko jedną czwartą wyższe niż rok wcześniej. W I połowie roku 2018 ceny podskoczyły o kolejne 20 proc. A w II połowie maja tylko kilkudziesięciu centów brakowało do przebicia psychologicznej granicy 80 dol. za baryłkę - po raz pierwszy od 2014 r.!
Wbrew pozorom nie są to wcale dobre wiadomości dla operatorów stacji paliw.
- Im wyższa cena na pylonie stacji, tym mniejsza sprzedaż i tym większa presja na właścicieli stacji w kwestii spłaszczania marży paliwowej. Szczególnie gdy cena wzrasta powyżej "psychologicznej granicy" - takiej jak 5 zł za litr. Przyrost cen ropy to zatem poważny ból głowy dla sieci stacji... Od razu rośnie też udział sprzedaży autogazu kosztem benzyn - opowiada Paweł Grzywaczewski, wiceprezes spółki Anwim, właściciela największej w Polsce niezależnej sieci stacji paliw Moya.
Jednak ceny ropy na światowych rynkach to nie jedyna rzecz, która spędza detalistom sen z powiek. Dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że jedna z wielkich, globalnych tendencji, które w odleglejszym horyzoncie zmienią strukturę zużycia paliw właściwie w każdym kraju, to rozwój elektromobilności.
Więcej o zagrożeniach i wyzwaniach stojących przed polskimi sprzedawcami paliwa w dalszej części artykułu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Sprzedawcy paliwa mają problem. I nie chodzi tylko o elektryczne samochody