Pod tym hasłem Platt’s, instytucja zawodowo parająca się notowaniami cen ropy naftowej i paliw, organizuje 8 Europejski Szczyt Rafineryjny, który odbędzie się w Brukseli pod koniec września. I jest to bardzo trafna ocena obecnej sytuacji w przemyśle rafineryjnym.
Mimo niepewnego jeszcze ożywienia w gospodarce globalnej i słabego popytu, ceny ropy naftowej i gazu ziemnego są wysokie i wykazują tendencje wzrostowe. Pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi utrzymują się głębokie różnice w cenach tych surowców, a ich źródłem jest ciągły wzrost ich wydobycia ze złóż niekonwencjonalnych. Niższe ceny energii powiększają przewagę konkurencyjną gospodarki USA, która jest szczególnie wysoka w przemyśle naftowym i petrochemicznym. Płynąca stąd presja na marże produktowe i rafineryjne jest, obok malejącego popytu, jednym z głównych powodów trudnej sytuacji europejskich rafinerii.
Po obu stronach Atlantyku maleje popyt na ropę naftową i paliwa, a centrum jego wzrostu przesunęło się na wschód. Według najnowszych projekcji popyt na produkty rafineryjne w krajach UE w horyzoncie do 2030 roku obniży się o blisko 1/5. Towarzyszyć temu będzie wzrost udziału średnich destylatów w popycie na paliwa do 60% w 2030 roku. Ten proces będzie znacząco ciążył na sytuacji europejskich rafinerii. Z jednej strony doprowadzi do kolejnych zamknięć, z drugiej - utracony w ten sposób potencjał produkcji destylatów będzie trzeba zastąpić albo zwiększeniem bardzo energochłonnego potencjału w funkcjonujących rafineriach albo też zwiększyć zależność UE od importu.
Niebagatelny wpływ na sytuację i perspektywy europejskich rafinerii oraz przemysłu petrochemicznego ma „amerykańska rewolucja łupkowa”, której rezultatem jest znaczący w skali globalnej wzrost wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego w USA. Od 2007 do 2013 roku produkcja gazu ziemnego w USA wzrosła o 27% a szacunki wydobywalnych zasobów wzrosły ponad dwukrotnie. Wydobycie ropy naftowej (tight oil, ropa należąca do klasy rop lekkich) od 2008 roku wzrosło o 3,3 miliony baryłek dziennie, a to jest więcej, niż wynosi produkcja 11 z 12 państw OPEC. Międzynarodowa Agencja Energii prognozuje, że za kilka lat USA staną się największym producentem ropy naftowej na świecie, wyprzedzając Rosję i Arabię Saudyjską.
Dynamicznemu wzrostowi wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego w USA towarzyszy spadek ich cen w stosunku do europejskiego benchmarku, jakim jest ropa Brent oraz gaz rurociągowy. Dzięki nadzwyczajnym zyskom, uzyskiwanym z powodu tańszej ropy (średnio o ponad 10 dolarów na baryłce) rafinerie amerykańskie tworzą „nadzwyczajną” presję na globalnym rynku paliw, ciągnącą ich ceny w dół, co stawia w niekorzystnej sytuacji rafinerie europejskie.
Skutkiem nadwyżki mocy produkcyjnych i zbyt wąskich marż, by zmieścić w nich wyższe w Europie koszty funkcjonowania rafinerii, jest spadek wykorzystania potencjału poniżej 75%. Pomimo tego, że od 2009 roku wyłączono z produkcji lub zamknięto już ponad 20 rafinerii, prognozy zapowiadają dalszy spadek potencjału w ciągu najbliższych 5 lat o 10%. Odpowiada to zamknięciu kolejnych 8-10 rafinerii.
Z perspektywy firm naftowych toczy się gra na czas, bowiem im więcej cudzych rafinerii zbankrutuje, tym większa szansa na przetrwanie trudnych czasów. A jest o co walczyć, bo ubytek produkcji z zamykanych rafinerii pozwala pozostałym zwiększyć wykorzystanie mocy i obniżać koszty produkcji oraz zapowiada wzrost marż rafineryjnych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Walka o przetrwanie